Złodzieje działali szybciej od policji

W ubiegłym tygodniu Irenę Koziałek o trzeciej w nocy obudziła sąsiadka.

- Okazało się, że sprzed bloku złodzieje kradli naszego volkswagena busa - wyjaśnia Koziałek. - Sprawa do razu została zgłoszona na policję: najpierw dzwoniła sąsiadka, później ja. Mam nawet bilingi. Podaliśmy wszystkie nasze dane, numery telefonów i czekaliśmy.

Z relacji pani Ireny wynika, że patrol policyjny przyjechał dopiero po pół godzinie.

- Policjanci spisali protokół , przejechali dookoła osiedla, ale do środka już nie wjechali. Na drugi dzień piekarze powiedzieli mi, że widzieli jak złodzieje właśnie tam uruchamiali mój samochód! - ekscytuje się Irena Koziałek.

Dwa dni później do pani Ireny zadzwonili policjanci z komisariatu policji w … Szopienicach, którzy poinformowali ją, że samochód się odnalazł.

- Mówili, że nikt z Chorzowa nie zgłaszał im takiej kradzieży, kazali nam przyjechać - wyjaśnia Koziałek. - Okazało się, że nie wydadzą nam samochodu, bo z Chorzowa nie przyszedł jeszcze faks potwierdzający zgłoszenie kradzieży! Najlepsze jest to, że dwa dni później zadzwonił do nas policjant z naszej komendy w sprawie samochodu. Dopiero mąż go uświadomił, że auto się znalazło.

- Czasem się zdarza, że policjanci są w trakcie akcji - wyjaśnia Małgorzata Bilik, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji. - Dlatego może być tak, że osoba, która prosi o interwencje musi poczekać kilka minut. Trudno bowiem oczekiwać, że w sytuacji gdy wszyscy policjanci są w terenie nagle w trakcie akcji przerwali ją i jechali w inne miejsce. My na patrole nocne angażujemy wszystkich policjantów, jakich możemy. W miarę naszych możliwości staramy się, by w takich sytuacjach od razu wysyłać policyjny patrol.