Pod koniec lat 90. ubiegłego wieku na bazie Huty "Jedność" SA powstało wiele mniejszych spółek. Takie rozwiązanie miało być receptą na coraz większe problemy finansowe największego zakładu w mieście. Niestety, idea nie sprawdziła się. Spółki, podobnie jak sama huta, mają się coraz gorzej. Przykładem jest firma "Warex", zajmująca się głównie pracami remontowo-ślusarskimi. Prawie za każdym razem "Warex" jest na samym końcu wśród hutniczych spółek na liście, która określa terminy wypłat. Firma jest winna prawie każdemu ze 150-osobowej załogi. Ludzie są coraz bardziej zdesperowani. Nie wierzą już w kolejne obietnice swoich dyrektorów.
- W ubiegłym tygodniu otrzymałem ratę w wysokości 350 zł. Dobre i to. Chociaż mój rodzinny budżet jest mocno nadszarpnięty. Długi mojej rodziny rosną w zastraszającym tempie - mówi 30-letni siemianowiczanin Adam Dratwa. Pan Adam ma szczęście. Jego żona pracuje. Razem wychowują 7-letniego syna. Ich miesięczny dochód to niewiele ponad tysiąc złotych. Dziecko już niedługo rozpocznie edukację w szkole podstawowej. To się wiąże z następnymi wydatkami.
- Nie wiem, jak to dalej będzie. Dla mnie to zupełne bezprawie. Ludzie pracują, starają się rzetelnie wywiązywać ze swoich obowiązków. A potem musimy wręcz błagać o należne nam pieniądze. Przecież nasza cierpliwość też ma swoje granice - twierdzi Dratwa. Inni zatrudnieni w "Warexie" są w jeszcze gorszej sytuacji. Ciepły posiłek raz dziennie to dla nich szczyt marzeń. W takiej właśnie sytuacji jest 23-letni Krystian Kuklok. Mieszka razem z ojcem, który jest bezrobotny. Mężczyzn nie stać nawet na opłacanie czynszu. Boją się, że niedługo spotkają się z komornikiem.
- Pieniędzy w tej firmie brakowało od zawsze. Miesiąc od powstania spółki już płacili w ratach. Najpierw była to połowa stawki, potem jeszcze mniej. Teraz dostajemy paski z wypłat z trzymiesięcznym opóźnieniem. Członkowie zarządu chyba nie do końca wiedzą, w jakich my musimy żyć warunkach. To bardzo upokarzające. Ale ich, z grubymi portfelami, z pewnością nigdy coś takiego nie spotka - uważa pan Krystian. Zatrudnionych w "Warexie" tym bardziej sprawa dziwi, gdyż przekonują, że jest praca. Firma ma wciąż nowe zamówienia. O co więc tak naprawdę chodzi? Z takim zapytaniem zwróciliśmy się do prezesa ?Warexu?, Tomasza Dziury.
- Zaległości finansowe względem naszych pracowników spowodowane są tylko i wyłącznie jednym. Otóż usługodawcy nie wywiązują się z wcześniejszych ustaleń. Chodzi w tym przypadku o ponad 700 tys. zł. Cały czas staramy się, by zaległości zostały wreszcie uregulowane - przekonuje prezes. Jeszcze rok temu pracownicy "Warexu" zajmowali się konserwacją maszyn znajdujących się w Walcowni Rur |Jedność|. W przyszłości także jest spora szansa, że wiele osób znajdzie zatrudnienie w WRJ.
- Jeżeli wszystko ruszy zgodnie z planem, a więc za około 6, 7 miesięcy, to ci ludzie mają duże szanse na pracę na walcowni. W grę wchodzi zatrudnienie w służbach serwisowych. To będzie ponad 200 nowych miejsc pracy - mówi Jan Detko, prezes zarządu i dyrektor naczelny siemianowickiej walcowni.
Załoga "Warexu" jest wystraszona. Ludzie boją się zwolnień. Mówią, że chociaż nie płacą na czas, to ważne, że w ogóle jest praca. Nie oznacza to, że nie będą walczyć o swoje pieniądze.
- To nam się należy. Ale na razie nie warto chyba zbytnio wychylać się z szeregu - mówią. Walcownia, jeżeli dojdzie do uruchomienia finansowania jej budowy, ma być ratunkiem dla wielu siemianowickich firm. WRJ z pewnością nie będzie jednak receptą na wszystkie problemy. Długi będzie musiał każdy płacić we własnym zakresie.
Kto musi dopłacić do podatków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?