MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

W "Hajdukach" zdarzył się przykry incydent

ANDRZEJ MADEJCZYK
Ośmiolatka szybko dochodzi do zdrowia. Fot. TOMASZ GRIESSGRABER
Ośmiolatka szybko dochodzi do zdrowia. Fot. TOMASZ GRIESSGRABER
Sandra przyszła na basen w Kompleksie Sportowym ?Hajduki? przy ul. Granicznej w Chorzowie o godz. 16. Z domu ma tu niedaleko. Wystarczy przejść przez park.

Sandra przyszła na basen w Kompleksie Sportowym ?Hajduki? przy ul. Granicznej w Chorzowie o godz. 16. Z domu ma tu niedaleko. Wystarczy przejść przez park. Dla poważnie i przewlekle chorego dziecka pływanie to ogromna frajda. 8-letnia dziewczynka przychodzi zawsze z opiekunem. Tym razem była z zaprzyjaźnioną pielęgniarką, która doglądała dziecka z galerii. Sandra czekała cierpliwie dwie godziny na to, by wejść do wody, bo akurat nie było miejsca. Wreszcie weszła do basenu i po chwili poczuła mocne uderzenie w twarz.

- Tenisowa piłka nasączona wodą waży swoje. Córka oberwała w nos i czoło. Trafiła najpierw do jednego szpitala, później znalazła się w Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach Ligocie. Ja nie mam pretensji do tego, kto rzucił i tak pechowo trafił w córkę, ale skąd w ogóle takie rzuty na basenie? Kto do tego dopuszcza i kto tego pilnuje? - pyta zdenerwowana pani Eugenia.

Z relacji matki wynika, że Sandra o mało co nie osunęła się po kafelkach do wody. Udało się jej wyjść z basenu i wejść do szatni. Stamtąd szatniarka odesłała ją z powrotem na basen, ale dziewczynka do wody już nie weszła i chwiejnym krokiem wróciła do szatni.

- Dziecko mogło się przecież utopić. Nie przekonują mnie tłumaczenia ratowników, że nic nie widzieli. Przez około 15 minut nikt się nie zainteresował się na basenie, co dzieje się z dzieckiem, które słaniało się na nogach. Znajoma pielęgniarka przyniosła Sandrę do domu na rękach, a na basenie nikt nie raczył się zainteresować, że dziecko zniknęło. Córka była blada, leciała przez ręce, ale była przytomna. Powiedziała, że uderzono ją piłką. Trafiła do szpitala w Chorzowie, gdzie lekarze stwierdzili uraz głowy i nosa. Stąd na własne żądanie wypisałam ją i zawiozłam do Ligoty. Tu będzie musiała zostać przez co najmniej pięć dni. Wymiotowała, nie jadła, czuła się osłabiona, ciągle narzeka na ból głowy. Podejrzewano wręcz wstrząśnienie mózgu. To skandal, że doszło do czegoś takiego. Nikt nawet nie raczył zadzwonić po tym incydencie i zapytać o zdrowie córki. Ktoś nie dopełnił obowiązków - zarzuca matka.
Innego zdania jest kierownik Centrum Sportowego Mariusz Schmidt.

- Nie było mnie przy tym, ale z notatki służbowej sporządzonej przez ratowników wynika, że nie ma żadnych podstaw do wyciągania konsekwencji służbowych. Chyba, że policja coś udowodni, bo była na miejscu po godzinie 21.00. Nauczeni tym przykrym doświadczeniem, na pewno dopiszemy do regulaminu placówki odpowiednie stwierdzenia. Wiem, że ludzie wnoszą czasem do wody piłki i ratownicy starają się im zwracać uwagę na bezpieczeństwo z tym związane. W regulaminie nie ma jednak szczegółów na ten temat i trzeba to zmienić - mówi Schmidt.

Ratownicy Grzegorz Truchan i Adam Kominek sporządzili notatkę służbową, w której tłumaczą, że gdy tylko szatniarka wezwała ich do zemdlałego dziecka, pobiegli natychmiast do szatni, ale klienci poinformowali ich, że opatuloną w ręcznik dziewczynkę wyniosła z budynku kobieta. Ratownicy wyjaśniają też, że kąpało się wtedy 50 osób i nikt nie zauważył ani piłki, ani samego uderzenia, ani na wpół omdlałego dziecka. "O rzekomej tragedii dowiedzieliśmy się pół godziny później" - piszą autorzy notatki.

Policja była na miejscu po trzech godzinach i sprawdziła alkomatem trzeźwość Truchana i Kominka. W obu przypadkach wynik brzmiał 0,00.

od 12 lat
Wideo

Kraków - wymiana schodów ruchomych na dworcu głównym

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: W "Hajdukach" zdarzył się przykry incydent - Chorzów Nasze Miasto

Wróć na chorzow.naszemiasto.pl Nasze Miasto