Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polscy siatkarze odnieśli komplet grupowych zwycięstw w Lidze Światowej

Leszek Jaźwiecki
Fot. Arkadiusz Ławrywianiec
Fot. Arkadiusz Ławrywianiec
Bez porażki zakończyli fazę grupową Ligi Światowej polscy siatkarze. W sobotę podopieczni Raula Lozano w ostatnim meczu grupy D pokonali w katowickim Spodku, podobnie jak dzień wcześniej, Bułgarię 3:1 (23:25, 25:20, ...

Bez porażki zakończyli fazę grupową Ligi Światowej polscy siatkarze. W sobotę podopieczni Raula Lozano w ostatnim meczu grupy D pokonali w katowickim Spodku, podobnie jak dzień wcześniej, Bułgarię 3:1 (23:25, 25:20, 25:23, 25:23). Było to dwunaste zwycięstwo biało-czerwonych w tegorocznych rozgrywkach. Polacy nie przegrali w Lidze Światowej od 29 lipca 2006, kiedy ulegli u siebie drużynie Serbii i Czarnogóry. To absolutny rekord.

- Zdajemy sobie sprawę, że kiedyś ta dobra passa musi się skończyć, ale chcielibyśmy, aby nastąpiło to dopiero po... finałach Ligi Światowej. Teraz chcemy być najlepsi! - zadeklarował libero polskiej drużyny Piotr Gacek.

Po meczach z Bułgarią widać, że gra polskiego zespołu nie jest jeszcze bliska ideału, przede wszystkim zdarzają się wciąż przestoje, po których niepotrzebnie tracimy wypracowaną w pocie czoła przewagę. Będzie jeszcze zatem nad czym pracować podczas zgrupowania w Spale. Ale Bułgaria, choć to przecież brązowi medaliści mistrzostw świata, też nie zaprezentowała najwyższej formy, ponadto grała bez swojego asa Majeta Kazijskiego, wolne otrzymał również Władimir Nikołow.

- My też nie graliśmy w najsilniejszym składzie - przypomniał środkowy naszego bloku Daniel Pliński. - Brak w naszym zespole Michała Winiarskiego, to chyba większa strata, aniżeli nieobecność w ekipie Bułgarów Kazijskiego - dodał zaczepnie.

Trener Lozano w meczach grupowych eksperymentował, sprawdził formę wszystkich kandydatów i praktycznie w każdym spotkaniu grała inna drużyna. W drugim starciu z Bułgarią postawił na Marcina Możdżonka, pozostawiając w kwadracie dla rezerwowych Łukasza Kadziewicza. Siatkarz PZU AZS Olsztyn, znający się doskonale ze swoim klubowym partnerem Pawłem Zagumnym, dobrze "wszedł" w to spotkanie. Zdobył pierwszy punkt, potem jeszcze dorzucił dwa. Niestety, jego słabszą stroną tym razem była zagrywka, która częściej trafiała w siatkę lub poza pole gry aniżeli w rozdygotane ręce rywali.

Wysokie prowadzenie w pierwszym secie (6:2 i 8:5) nieco uspokoiło naszych reprezentantów i goście nie tylko zdołali doprowadzić do wyrównania, ale nawet objęli prowadzenie, którego nie oddali już do końca. W secie tym na krótko pojawił się na parkiecie najmłodszy w naszej ekipie Bartosz Kurek, ale zdeprymowany chyba atmosferą panującą w Spodku, pomylił się w ataku i usiadł ponownie na ławce rezerwowych. Więcej na parkiecie już się nie pojawił.

Przegrany set podziałał na naszych zawodnikach jak płachta na byka, zwłaszcza na Sebastiana Świderskiego. To był koncert zawodnika Lube Banca Macerata. Znakomity w przyjęciu i skuteczny w ataku. Polacy szybko wypracowali sobie bezpieczną przewagę i wydawało, że nic już w tym secie im nie grozi. Zwłaszcza, że nie najlepiej grał Bojan Jordanow i rozczarowany jego postawą trener Martin Stojew dał mu odpocząć. Biało-czerwoni prowadzili już 21:14, ale potem mieli moment przestoju, który wykorzystali rywale i zrobiło się 21:17. W końcówce ciężar gry wziął na siebie Mariusz Wlazły, najpierw blokując, a następnie skutecznie atakując.

Skromna grupka kibiców z Bułgarii siedząca wysoko, tuż pod kopułą Spodka, gorąco przywitana przez naszą publiczność, jakby przycichła. Nie miała powodów do radości także w następnym secie, który przebiegał pod dyktando Polaków. Szkoleniowiec gości co chwila rozkładał bezradnie ręce, widząc niemoc swoich zawodników. W naszej ekipie ponownie bezbłędnie grał Wlazły. Jego "bomby" z zagrywki posyłane na drugą stronę parkietu pędziły z szybkością ponad 100 kilometrów na godzinę.

Ciekawy przebieg miał czwarty, ostatni set. Na początku była wyrównana gra, potem Polacy uzyskali lekką przewagę, którą prawie roztrwonili pod koniec. Po zablokowaniu Wlazłego Bułgarzy nawet objęli prowadzenie 23:22. Wtedy jednak fatalny błąd popełnił Andrej Żekow, kiedy piłka została mu w mokrych, spoconych rękach. To ostatecznie zdeprymowało rywali, którzy końcówkę meczu oddali bez walki.

Polska - Bułgaria 3:1 (23:25, 25:20, 25:23, 25:23)

Polska: Zagumny, Gruszka, Pliński, Wlazły, Możdżonek, Świderski, Gacek (libero) oraz Kurek, Bąkiewicz, Prygiel.

Bułgaria: Żekow, Jordanow, Gajdarski, Cwetanow, Ananiew, Stojkow, Salparow (libero) oraz N. Nikołow, Konstantinow, Aleksiew, Żarew.


Zdaniem trenerów
Raul Lozano, Polska

Mecz był inny niż ten z piątku. Przede wszystkim poziom siatkarski był wyższy. Dziś zasłużyliśmy bardziej na wygraną. Teraz jednak wszystko zaczyna się od zera. To, co zrobiliśmy do tej pory, nie ma znaczenia, od poniedziałku do piątku zespół spotyka się w Spale, aby szlifować formę przed finałem. Mam nadzieję, że wszyscy, którzy narzekają na dolegliwości, powrócą do pełni sił i pomogą wtedy drużynie.

Chciałbym podziękować tym wszystkim kibicom, którzy tu dziś przyszli, bo po raz kolejny zaskoczyli mnie wspaniałym dopingiem i atmosferą w Spodku. To nie jest tylko publiczność, która kocha siatkówkę, ale również ludzie cieszący się z każdego meczu, a to z kolei, choć może trudno w to uwierzyć w przypadku rutyniarzy, przenosi się na cały zespół.

Martin Stojew, Bułgaria

To nasza czwarta porażka w tych rozgrywkach z reprezentacją Polski. Za każdym razem przegrywaliśmy 1:3 i nie ukrywam, że z tego powodu jest mi bardzo przykro. Gdyby jednak te cztery mecze z Polską miały decydować, który z drużyn ma awansować do finału, to z pewnością wyglądałyby inaczej, nasz skład też byłby inny. Jedynym pocieszeniem jest to, że za każdym razem były one wyrównane. Te spotkania w Polsce przekonały mnie, na kogo mogę liczyć w turnieju finałowym, a na kogo mniej. Chciałem sprawdzić, jak zachowa się zespół bez swoich dwóch-trzech podstawowych zawodników i okazało się, że mamy potencjał, który będzie wykorzystywany w przyszłości, kiedy ci młodzi chłopcy nabiorą więcej doświadczenia.

To nie jest przypadek

Zdaniem Daniela Plińskiego c, to nie jest przypadek, że mistrzowie świata Brazylijczycy i srebrni medaliści Polacy przebrnęli przez grupowe rozgrywki Ligi Światowej bez porażki.

- Oba zespoły udowodniły, że medale zdobyte w Japonii trafiły w godne ręce - zapewnia środkowy polskiego bloku. - Pewnie, że przez cały czas czujemy presję. Jesteśmy przecież wicemistrzami świata i staramy się wygrywać wszystkie spotkania. To nie jest tak, że wychodzimy na boisko na wielkim luzie, bo mamy zagwarantowany finał Ligi Światowej. Mam wielką nadzieję, że zagramy w wielkim finale, aczkolwiek wszystko może się zdarzyć. Jest sześć bardzo mocnych drużyn i każdą z nich stać na awans.

Były już zawodnik Jastrzębskiego Węgla podkreślił wspaniałą atmosferę panującą - jak zwykle - w katowickim Spodku.

- Gdybym nawet miał nogę w gipsie, a trener powołałby mnie do reprezentacji, to przyjechałbym tutaj i zagrał dla tej wyjątkowej publiczności - żartował. - Stojąc tam na dole nie czuje się zmęczenia. Organizm może się buntuje, ale wchodząc na tę halę o wszystkich bólach, mękach zapominamy. Tutaj chce się przyjeżdżać, chce się reprezentować nasz kraj, i bawić razem z kibicami, bo wszyscy żyjemy siatkówką. Wszyscy widzieliśmy, co się działo po meczu. Żaden kibic nie wychodził ze Spodka. Myślę, że jest to fenomen na skalę światową. Nie tylko w siatkówce, ale w każdej dyscyplinie.

Chwalą Wlazłego

Komentatorzy bułgarscy wyrazili po czwartej z rzędu przegranej reprezentacji siatkarzy w Lidze Światowej z Polską obawę, że w drużynie on zapanował kryzys.

- Miejmy nadzieję, że zostanie przezwyciężony do finałów LŚ za 10 dni - powiedział Saszo Jowkow z telewizji publicznej.

Podkreślano lepszą organizację i koncentrację Polaków w obu meczach w Katowicach.

- Mariusz Wlazły grał znakomicie w kluczowych momentach i udowodnił, że jest niewątpliwym liderem reprezentacji Polski.

W odróżnieniu od Polaków, według bułgarskich mediów, ich siatkarzom zabrakło dobrej organizacji gry oraz skutecznego zakończenia ataków.


Rozmowa z Piotrem Gackiem, libero polskiej reprezentacji

Dziennik Zachodni: Ukończenie rozgrywek w grupie D bez porażki jest sporym sukcesem. Takim rezultatem może poszczycić się jeszcze tylko Brazylia, mistrz świata.

PIOTR GACEK: Bardzo się cieszę, że wygraliśmy z Bułgarią i ukończyliśmy rozgrywki grupowe na pierwszym miejscu, nie ponosząc porażki. Jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że seria naszych zwycięstw się kiedyś skończy. Nie ma przecież drużyny niepokonanej. Kiedyś to nastąpi, chociaż nigdy nie dopuszczamy do siebie takich myśli przed spotkaniem.

DZ: Czy jesteście już w stanie wygrać z każdym?

PG: W ostatnim czasie wygraliśmy naprawdę sporo spotkań i ulegliśmy jedynie Brazylii. W miarę jedzenia apetyt rośnie i teraz wszyscy oczekują od nas, abyśmy w końcu pokonali słynnych Canarinhos. Trochę cierpliwości. Pracujemy bardzo ciężko, z meczu na mecz staramy się podnosić swoje umiejętności. Wierzymy, że przyjdzie taki dzień, kiedy okażemy się lepsi od nich. Na razie zdajemy sobie sprawę z tego, że nie gramy perfekcyjnie. Musimy jeszcze dopracować pewne elementy.

DZ: Bułgaria, który pokonaliście ostatnio cztery razy, a wcześniej udowodniliście swoją wyższość na mistrzostwach świata, nabawiła się chyba waszego kompleksu?

PG: Jestem przekonany, że jesteśmy tak twardzi i psychicznie przygotowani, że stać nas na grę na najwyższym poziomie. Tylko niewiele nam brakuje do tego, żeby uzyskać optymalną formę. Zdarzają się nam słabsze momenty w grze, ale to wszystko jest możliwe do poprawienia. Na razie zdajemy sobie sprawę z tego, że nie gramy perfekcyjnie, ale mamy czas na zgrupowaniu w Spale, by wyeliminować wszystkie mankamenty. Koncentrujemy się z meczu na mecz. Nie rozpatrujemy tego, co jest już za nami. Patrzymy tylko w przyszłość.

DZ: Ewentualna porażka nie załamie zespołu?

PG: Nie powinna. Nabraliśmy pewności siebie, jesteśmy przekonani o swoich umiejętnościach i myślę, że będzie dobrze.

Rozmawiał: Leszek Jaźwiecki

Konstaninow wybrał Iraklis

Kapitan reprezentacji Bułgarii Plamen Konstantinow postanowił, po trzech latach przerwy, powrócić do słonecznej Grecji i w nowym sezonie będzie reprezentował barwy Iraklisu Saloniki. Bułgar dość długo zwlekał z podjęciem decyzji, wahając się pomiędzy trzema zespołami: włoskim Montichiari, greckim Iraklisem i Jastrzębskim Węglem. Ostatecznie padło na klub, który zaproponował najkorzystniejszą ofertę finansową.

- Dziś podjąłem ostateczną decyzję. W nowym sezonie będę zawodnikiem Iraklisu Saloniki. Mam już 34 lata, i niewiele czasu, by zarobić grą w siatkówkę na swoją przyszłość - zakomunikował na oficjalnej pomeczowej konferencji prasowej Konstantinow.

Siatkarz, mimo wielkiego sentymentu do Polski nie zdecydował się zasilić Jastrzębskiego Węgla.

- Moim zdaniem Polska to kraj, w którym kochają siatkówkę bardziej niż gdziekolwiek indziej na świecie. Będę bardzo tęsknił za tą atmosferą - dodał z nutkąwzruszenia.

Bułgarski siatkarz nie wybrał również oferty z najsilniejszej ligi na świecie, choć próbował go do tego namówić osobiście trener Montichiari Julio Velasco, który specjalnie w tym celu przyjechał do Katowic.

W swojej karierze Konstanintinow grał w Grecji przez sześć lat. Swoją przygodę z grecką siatkówką Bułgar rozpoczął właśnie w Iraklisie Saloniki, a w kolejnych latach grał w PAOK Saloniki, Orestiadzie, Olimpiakosie Pireus i Panathinaikosie Ateny.

W ostatnim roku Konstantinow występował w rosyjskim Gazpromie Surgut.

Jeden dzień wolnego

Tylko na jeden dzień wolnego mogli liczyć nasi kadrowicze. Po meczu z Bułgarią szybko pomknęli do swoich domów, ale już dzisiaj w południe będą musieli zameldować się w Spale. Tam będą nabierać świeżości, ale także korygować pewne elementy i "łapać formę" na finały Ligi Światowej.

W tej chwili trudno wytypować pewniaków, którzy wystąpią w turnieju w Katowicach. Jak podkreśla trener Raul Lozano szansę mają wszyscy zawodnicy, którzy zjawią się na zgrupowaniu w Spale.

- Swoją szansę otrzymał Możdżonek, do kadry wrócą Szymański, Winiarski i Grzyb - wylicza szkoleniowiec reprezentacji. - Nie jest jeszcze przesądzone, kto zagra na pozycji libero.

- Mamy osiem dni zgrupowania, wówczas podejmiemy decyzję. Skład podamy na dzień przed turniejem - dodaje drugi trener naszej reprezentacji Alojzy Świderek.

Szczęśliwa ręka

W Luksemburgu odbyło się losowanie europejskich pucharów. Polskę reprezentowały trzy zespoły żeńskie oraz trzy zespoły męskie (po dwa w CEV Cup i po jednym w Challenge Cup).

W Pucharze CEV BKS Aluprof Bielsko-Biała zmierzy się z hiszpańskim Universidad Burgos, zaś Centrostal Fokus Park Bydgoszcz z tureckim Karsiyaka Izmirem, zaś w Challenge Cup Muszynianka Fakro Muszyna zagra z Montenegro Luka Bar.

Z kolei w Pucharze CEV zespół PZU AZS Olsztyn zagra z belgijskim PePe Jeans Lennik, a Wkręt-met Domex AZS Częstochowa z niemieckim Evivo Duren. W Challenge Cup Asseco Resovia nie bierze udziału w pierwszej rundzie, tylko automatycznie przechodzi do drugiej.

Oprócz samych zespołów był również inny polski akcent na losowaniu - Natalia Kostulska, przedstawicielka Polskiego Związku Piłki Siatkowej losowała drużyny męskie. I chyba miała dość szczęśliwą rękę dla polskich drużyn.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto