Wreszcie doszłam do tego, w jaki sposób moja macocha chce mnie oszukać - mówi Janina Kuk, która od sześciu lat walczy ze swoją przybraną matką o spadek. Dla niej ojcowizna okazała się wyłącznie źródłem problemów.
- Kiedy zmarł mój ojciec, wszystko co miał, zapisał mnie - opowiada Kuk. - Jednak w domu po ojcu dożywotnio miała mieszkać moja macocha, Maria Jamróz. Mieliśmy trochę problemów finansowych, więc sprawę spadkową zamknęliśmy dopiero w 1996 r. Ale wszystkie podatki zapłaciliśmy i sąd uznał testament za ważny.
Jednak w 1997 roku pani Janina dostała pierwszy z serii pozwów. Jej macocha stwierdziła, że czuje się pokrzywdzona decyzją swojego zmarłego męża. Zaczęła więc domagać się połowy majątku. Sprawa wyjaśniła się 1998 r.:
- Przegrała, a jej apelacja została odrzucona - wyjaśnia Kuk.
Ale już w dwa lata później Maria Jamróz ponownie zaskarżyła Janinę Kuk. Tym razem nie chciała domu, tylko zwrotu 25 tys. zł za poniesione koszty inwestycji w nieruchomości.
- Sąd uznał jej roszczenia, ale tylko w części. Dostałam do zapłaty 7 tys. zł. O dziwo, w pozwie było napisane, że chodzi o lata 70. i 80., a sąd obciążył mnie za dom przeznaczony do rozbiórki z 1946 r.
Kolejne wyroki posypały się jak przysłowiowy grad. 31 lipca 2001 r. wezwano ją do zapłacenia macosze kolejnych 3 tys. zł i 1,5 tys. zł kosztów sądowych.
- Co gorsza, dopięła swego! Uzgodniono treść księgi wieczystej działki w Lipniku, w wyniku czego macocha i ja stałyśmy się współwłaścicielkami. 22 listopada tego samego roku oddalono moją apelację, a kasacji w ogóle nie przyjęto.
W tym samym czasie pani Janina próbowała zainteresować tym faktem krakowską prokuraturę. Bez skutku.
- Sprawa wydaje się o tyle dziwna, że nie wiadomo, dlaczego takie wyroki zapadły. Adwokat macochy przed sądem twierdził, że ojciec nabył tę ziemię wtedy, gdy otrzymał jej akty własności. A to nieprawda, bo uwłaszczył się na niej. Dowodem na to są akty notarialne, które stwierdzają, że ojciec był właścicielem tych gruntów jeszcze przed wojną, a uwłaszczenie miało miejsce dopiero w 1975 r. - podkreśla Kuk.
W aktach rozprawy jest wyraźnie napisane, że całość ziemi, o jaką jest toczony spór, nie jest ujęta w akcie własności ziemi z 1975 r. Oznacza to tyle, że... sąd nie uwzględnił dokumentów, które otrzymał.
- Sąd wystąpił do Urzędu Gminy w Wiśniowej o wydanie kopii aktów własności ziemi, po czym ich nie uwzględnił przy podjęciu decyzji! To przecież jawna manipulacja faktami - mówi Kuk.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?