Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lubię zapach benzyny

JUSTYNA CYRUS
Pani Ewa "nakręciła" już blisko 600 tys. km i wciąż kocha jeżdżenie.  JUSTYNA CYRUS
Pani Ewa "nakręciła" już blisko 600 tys. km i wciąż kocha jeżdżenie. JUSTYNA CYRUS
To była praca o której marzyłam. Na zapisy na prawo jazdy czekałam półtora roku, takie to były czasy. Muszę się pochwalić, że zdałam egzaminy za pierwszym razem.

To była praca o której marzyłam. Na zapisy na prawo jazdy czekałam półtora roku, takie to były czasy. Muszę się pochwalić, że zdałam egzaminy za pierwszym razem. Kiedy tylko wyszło pozwolenie jazdy na taksówce dla kobiet, przed trzynastu laty, natychmiast usiadłam za kierownicą.

Zawsze pasjonowało mnie prowadzenie, podoba mi się też zapach benzyny, spalin. Przede wszystkim chciałam mieć samodzielną pracę jako kobieta i matka, ale też być między ludźmi - opowiada Ewa, z wykształcenia laborantka chemiczna.

Co ciekawe, była pierwszą kobietą z prawem jazdy w rodzinie i posiadaczką pierwszego samochodu. Dobrze orientuje się, co kryje się pod maską samochodu.

- Nie dam się sprzedać w warsztacie, wiem co szwankuje - uśmiecha się. - Żaden facet nie wciśnie mi kitu.

Pierwsze trzy lata na taryfie były dla niej koszmarem. Dlaczego? Z dość prozaicznego powodu - nieżyczliwości kolegów z branży.

- Mimo, że ostrzegano mnie przed pasażerami, to jednak nigdy z ich strony nie doznałam najmniejszej przykrości. Natomiast ,koledzy" taksówkarze... - wzdycha. - Potrafili posunąć się do tego, że przebijali mi opony. W resztki papierosów owijali gwoździe, żebym nie zauważyła. Wykrzykiwali wulgarne epitety. Pewnego razu przebito mi dwa koła jednocześnie. Na szczęście dowiozłam na miejsce matkę z malutkim dzieckiem. Stałam na odludziu bezradna, bo jak każdy, mam tylko jedno zapasowe koło. Minęły mnie trzy taksówki. Nikt się nie zatrzymał. Pomógł mi obcy człowiek - wspomina.

Następnego dnia wściekła i rozżalona zrobiła na postoju przy Hutniku wielką awanturę.

- Znałam zestaw taksówek, które tego wieczora stały obok mnie. Powiedziałam, że powinni się leczyć psychicznie, że są kompletnie nieodpowiedzialni itd. Od tego momentu nabrali szacunku i koszmar się skończył - dodaje.

Mimo trudnych lat i wielu wieści o uprowadzeniach taksówkarzy, Ewa stanowczo twierdzi, że nigdy nie chciała się wycofać. Synowie początkowo martwili się o matkę, kiedy późno wracała do domu. Nie było jeszcze telefonów komórkowych ani radiotaxi. Widząc, że dzień w dzień wraca cała i zdrowa, a w dodatku zadowolona, uspokoili się. Dziś szczycą się zawodem swej mamy.

- Nie było jeszcze napadu na kobietę, a to o czymś świadczy. Powszechnie uważa się także, że kobiety jeżdżą bezpieczniej, uczciwiej i łatwiej potrafią załagodzić konflikty wiszące w powietrzu. Panów czasami ponoszą emocje i dają się sprowokować - opowiada nasza bohaterka.

Ewa ma wielu stałych klientów, chociaż regulamin radiotaxi nie pozwala na wybieranie sobie danego kierowcy. Jednakże i na to jest sposób - można wybrać sobie markę i kolor samochodu, którym chcemy podróżować. Dlatego sympatycy Ewy wzywają czerwonego poloneza atu. Jest to zresztą już siódme auto kobiety-taryfiarza. Pierwszym, tym najukochańszym, była Syrenka.

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chorzow.naszemiasto.pl Nasze Miasto