Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Górnicy bliżej Australii

Marcin Zasada
Nasi górnicy trzymają kciuki za australijski rząd. Trzymają go też za słowo, bo jeśli zrealizuje swoje obietnice, już latem pierwsi Ślązacy będą mogli wyjechać do pracy w kopalniach na antypody.

Chętnych do fedrowania za ciężkie australijskie dolary już dziś jest kilka tysięcy. Od tygodnia bombardują telefonami i mailami australijską ambasadę, agencje pośrednictwa pracy i naszą redakcję. Spółki węglowe z coraz większym niepokojem obserwują gorączkę węgla zarażającą rzesze ich pracowników.

Nowe przepisy od 1 lipca

Przed tygodniem w piątek jako pierwsi napisaliśmy o planach australijskiego ministra Chrisa Evansa, który ogłosił zmiany w polityce imigracyjnej kraju. Nowe przepisy miałyby umożliwić masowe sprowadzanie obcokrajowców do pracy m.in. w przemyśle wydobywczym, a jednym z głównych źródeł napływu zagranicznej załogi mogłaby być Polska. Australia, czwarty na świecie producent węgla (wydobywa go przeszło trzykrotnie więcej od Polski, prawie 400 mln ton rocznie) i największy eksporter tego surowca, już teraz ledwie radzi sobie z zapewnianiem dostaw m. in. dla rozwijającej się w szaleńczym tempie chińskiej gospodarki.
Z najnowszego raportu organizacji Minerals Council of Australia, do którego dotarliśmy, wynika, że do 2020 roku kopalnie na antypodach będą potrzebować przynajmniej 86 tys. nowych pracowników. Polscy górnicy mają w krainie kangurów świetną markę. Nasz region może dać Australii górników o wysokich i średnich kwalifikacjach zawodowych, których na antypodach brakuje najbardziej. W dodatku w ostatnich miesiącach zacieśnia się współpraca gospodarcza polskiego i australijskiego sektora węglowego (np. w tym miesiącu w kopalni Murcki-Staszic w Katowicach gościła delegacja australijskich firm działających w górnictwie; w australijskich kopalniach dużym wzięciem cieszą się też maszyny górnicze polskiej produkcji).

Dziś już wiadomo, że szczegóły nowelizacji przepisów imigracyjnych poznamy do końca kwietnia, a już od 1 lipca nowe regulacje wejdą w życie. Potwierdzenie tych terminów uzyskaliśmy w australijskiej ambasadzie. Jak mówi Marcela Kasprzyk z biura prasowego placówki, reforma ściśle związana jest z potrzebami australijskiego rynku pracy. Podstawowe pytanie brzmi jednak: jakich zmian możemy się spodziewać?

- Australia pracuje nad furtką, z której skorzystają polscy górnicy. Przede wszystkim chodzi o zniesienie warunku zdania egzaminu językowego dla pracowników fizycznych. Dziś jest to jedna z głównych przeszkód, która uniemożliwia górnikom masową emigrację na antypody. Natomiast wykwalifikowani inżynierowie nadal będą musieli legitymować się językowym certyfikatem IELTS, ponieważ na ich stanowiskach znajomość angielskiego będzie niezbędna - mówi Paweł Iwanowski, ekspert od australijskiego rynku pracy z firmy Perfect, która od 18 lat pośredniczy w wyjazdach zarobkowych i edukacyjnych na antypody.

Od 150 tys. zł rocznie

Po naszym artykule, wrocławskie biuro Perfect zostało zasypane gradem prawie 500 maili i telefonów. Górnicy dzwonili nie tylko w swoim imieniu - niektórzy oświadczali, że reprezentują kilkudziesięciu kolegów, również gotowych do egzotycznego exodusu. Latem firma może być jednym z pośredników organizujących w Polsce rekrutację na zlecenie australijskich kopalń. Podobne agencje nie mają wątpliwości: szansa na górniczą emigrację to dla nich wiadomość roku.

- Jesteśmy w stałym kontakcie z pracodawcami w Australii. Oni, jeszcze bardziej niż my, też oczekują na zmianę przepisów imigracyjnych - mówi Janusz Pelizg, właściciel firmy Perfect.

Zmian wypatrują też górnicy, gotowi do wyjazdu - na koniec świata, ale za wielkie, jak na nasze warunki, pieniądze. Płace w przemyśle wydobywczym rozpoczynają się od ok. 150 tys. zł rocznie. Pracownicy dozoru mogą zarobić nawet 300 tys. zł, a specjaliści - prawie pół miliona złotych w skali roku. To pobory nie uwzględniające premii i innych dodatków, ale i bez nich są kilkakrotnie wyższe od tych osiągalnych w śląskich kopalniach.

- Australia sięga po naszych górników, bo ma w tym określony interes. Za 60 tys. dolarów (ok. 150 tys. zł) żaden Australijczyk nie wejdzie pracować pod ziemię. Podaż na tamtejszym rynku jest żadna. A potrzeby w szybko rozwijającym się przemyśle rosną - podkreśla Iwanowski.

Na razie Australia skazana jest na Chińczyków, ale chce otworzyć się na pracowników z Europy. Czego mogliby spodziewać się tam śląscy górnicy? Na pewno ofert z jednego z trzech największych regionów wydobywczych: Nowej Południowej Walii, Queenslandu oraz Australii Zachodniej. Kraj jest mało dotknięty kryzysem, więc można tam nie tylko dobrze zarobić, ale i żyć dostatnio za stosunkowo niskie pieniądze. Pod względem stosunku zarobków do kosztów utrzymania (np. opłaty, podatki, ceny nieruchomości) i standardu życia, Australia jest krainą wymarzoną dla imigrantów.

- Za 50-60 tys. dolarów rocznie czteroosobowa rodzina żyje na antypodach na doskonałym poziomie. A to przecież mniej niż równowartość minimalnych kontraktów w przemyśle wydobywczym - zaznacza Iwanowski.

Niech związkowcy też jadą

Dla śląskich spółek górniczych atrakcyjna oferta z Australii to olbrzymie zagrożenie. Nawet, jeśli jest tak, jak mówi Mirosław Kugiel, prezes Kompanii Węglowej, że na pracę tylko w kopalniach należących do KW czeka 30 tys. osób. Jarosław Zagórowski, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej obawia się odpływu dobrze wykształconych specjalistów. Pierwsi absolwenci kierunków górniczych na Politechnice Śląskiej czy Akademii Górniczo-Hutniczej już wybierają lepszą przyszłość, m.in. właśnie na antypodach. W tej sytuacji swoje próbują też ugrać związkowcy. List do Ruth Pearce, ambasador Australii w Polsce wysłał w tej sprawie Bogusław Ziętek, szef Sierpnia 80. Ziętek uważa, że popyt na śląskich górników w Australii może poprawić ich sytuację… w Polsce. - Nasz list to prowokacja wobec establishmentu politycznego w Polsce, który pogardliwie traktuje górnictwo i górników. W innych częściach świata, sektor ten i jego pracownicy są doceniani. Gdy górnicy zaczną wyjeżdżać, będzie trzeba bardziej szanować tych, którzy zostali - twierdzi Ziętek.

Co na to prezesi spółek węglowych? Jeden z nich wzdycha rozmarzony: "Gdyby tak Australia przyjęła też naszych związkowców…". Jak widać już teraz, dla nich (związkowców) odpływ załogi na antypody będzie argumentem w walce o podwyższenie zarobków w górnictwie.


Daleko od miast

Australijskie kopalnie ulokowane są daleko poza wielkimi miastami.

Dlatego na początku górnicy przyjeżdżający sami, bądź ze swoimi rodzinami (to będzie zależeć od warunków kontraktu) zamieszkiwać będą przemysłowe osiedla, którymi otoczone są centra wydobywcze. To małe miasteczka ze sklepami i dostępem do usług. Z czasem możliwa jest sytuacja, w której cała rodzina wynajmuje dom lub mieszkanie w mieście (np. Perth), a sam górnik, dzięki systemowi pracy 9/5, po dziewięciu dniach pracy i mieszkania w przykopalnianym lokum, na pięć dni wraca do rodziny. Ceny? Wynajęcie mieszkania dla czterech osób o dobrym standardzie - ok. 4,5 tys. zł miesięcznie (koszt mieszkania dla jednej osoby może zamknąć się w 2,5 tys. zł). Przyzwoity, używany samochód 8-13 tys. zł, a kurs językowy 1,7-2,8 tys. zł miesięcznie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto