- Codziennie przychodzi do nas wielu ludzi, którzy szukają członków swojej rodziny. Przynoszą zdjęcia, zostawiają wizytówki. Niewiele osób udaje się odnaleźć mówi Andrzej Bark, prezes katowickiego koła Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta w Katowicach.
Dlaczego? Ponieważ idąc ulicą nie zwracamy uwagi na bezdomnych, często myląc osoby naprawdę potrzebujące z żebrakami. Niedawno w Zabrzu znaleziono zwłoki bezdomnego mężczyzny, który nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Policja wraz z prokuratorem prosiła więc o pomoc w identyfikacji zwłok internautów, mieszkańców miasta. - Niestety nie mieliśmy żadnych informacji od mieszkańców na temat rozpoznania znalezionych zwłok - mówi w rozmowie z Naszemiasto.pl Marek Wypych, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Zabrzu.
Często okazuje się jednak, że osoby bezdomne posiadają rodziny... Według policji, za cały poprzedni rok, tylko jedną osobę bezdomną przygarnęli krewni.
Konsekwencją tej smutnej statystyki jest fakt, że wielu bezdomnych umiera w osamotnieniu, z dala od innych ludzi.
Bezdomni więc umierają?
Należałoby się więc zastanowić czy bezdomny z Zabrza "umarł" w chwili, gdy znalazł się na społecznym marginesie czy też dopiero w momencie gdy przestało bić jego serce.
- Takie pytanie to raczej jakiś początek, start jakieś dłuższej dyskusji. Nie da się jednak ukryć, że takie osoby są w jakiś sposób wyizolowane z społeczeństwa - a co za tym idzie, niewiele osób się nimi interesuje. Sami też się od tego społeczeństwa izolują, ten proces działa w dwie strony - przekonuje Anna Adamiec, psycholog z Chorzowa.
Zwykle nawet nie sam stan "bezdomności", o ile można o takim mówić, jest przyczyną że ludzie zostają zignorowani przez resztę społeczeństwa. To zaczyna się o wiele wcześniej.
- Ci ludzie tracą dach nad głową - często są to osoby które w życiu spotkała jakaś tragedia losowa, ale równie często są to osoby które są wycofane społecznie, nie są w stanie ,jeszcze zanim znajdą się na ulicy, podjąć i utrzymać pracy ani relacji z drugim człowiekiem. Często chorobami współtowarzyszącymi są zaburzenia osobowości lub choroba psychiczna, albo lub także uzależnienie od środków psychoaktywnych - które albo nigdy nie zostały zdiagnozowane i leczone, albo pacjent zaniechał leczenia - mówi Adamiec.
Muszą chcieć pomocy
Oznacza to więc, że pomoc bezdomnym jest czasochłonna, a na jej efekty należy poczekać.
Pomóc skutecznie nie jest łatwo. Przekonali się o tym pracownicy Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, którzy zimą odwiedzali miejsca pobytu bezdomnych i rozdawali ciepłe posiłki.
- Takie akcje niewiele dają, ponieważ uczymy bezdomnych lenistwa. Nie muszą nic robić, my do nich przyjedziemy i się nimi zajmiemy. Bezdomny musi wykazać inicjatywę, by wyjść z tego okropnego stanu. Bez inicjatywy zainteresowanego, żadna pomoc nie ma sensu - dodaje ex-bezdomny, Andrzej Bark.
Z tą opinią zgadza się nasza rozmówczyni. - Pracownicy ośrodków czy schronisk dla takich osób często mierzą się z bezradnością wobec odmowy współpracy w zakresie zmiany, a zmiana musi objąć bardzo szerokie spektrum: od zaplecza finansowego, lokalowego, emocjonalnego, zdrowotnego, leczenia psychiatrycznego czy odwykowego. I nie stanie się to tylko poprzez zaangażowanie służb pomocowych, pracownika socjalnego, psychologa i lekarza psychiatry, ale przede wszystkim przy współpracy osoby bezdomnej, a z tym bywa różnie - mówi Anna Adamiec.
Choć nie wszyscy posiadamy kompetencje psychiatry czy pracownika socjalnego, to jednak możemy bezdomnym pomóc. Po pierwsze rozejrzyjmy się wokół siebie, czy naszej pomocy nie potrzebują krewni, sąsiedzi. Poznajmy człowieka, który regularnie odwiedza nasz śmietnik. Możemy także wspierać noclegownie i schroniska. Widząc osobę bezdomną w mroźną pogodę, zawiadamiajmy o tym straż miejską lub policję.
- Ludzie ciągle przynoszą używane ubrania, jakieś pościele. To się zawsze przyda, bardzo dziękujemy naszym ofiarodawcom. Zawsze jest na to zapotrzebowanie - nie kryje swojej wdzięczności Andrzej Bark.
Ten tekst nie powstałby, gdyby nie bezdomny człowiek, który umarł w zapomnieniu. Pochowany pod kopczykiem ziemi i wbitym w nią krzyżem z wymownym napisem "NN". Na pogrzebie był tylko ksiądz. Miejsca pochówku nie podajemy - i tak nikt nie zapyta.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?