Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W turystyce jest źle. Dość obciachu

Redakcja
Lista nieszczęść polskich turystów jest długa. W ciągu ostatnich 12 lat zbankrutowało kilkanaście biur podróży, pozostawiając swojemu losowi tysiące turystów. Jeden tylko przykład: Sky Club pozostawił prawie 5 tys. klientów poza granicami Polski, a około 19 tys. wyjazdów nie zrealizowano
Lista nieszczęść polskich turystów jest długa. W ciągu ostatnich 12 lat zbankrutowało kilkanaście biur podróży, pozostawiając swojemu losowi tysiące turystów. Jeden tylko przykład: Sky Club pozostawił prawie 5 tys. klientów poza granicami Polski, a około 19 tys. wyjazdów nie zrealizowano fot. Mikołaj Suchan
W Polsce działa około 3300 biur podróży i co roku któreś z nich ogłasza upadłość. Ale tego lata sytuacja jest wyjątkowo nieciekawa.

Co rusz słyszymy, że polscy turyści koczują na zagranicznych lotniskach czekając na powrót do kraju. Jest na tyle źle, że branża turystyczna postanowiła już teraz, nie czekając na koniec sezonu, poszukać rozwiązania. W Warszawie odbyła się debata na temat kondycji turystyki. Oliwy do ognia dolał premier Donald Tusk. "Powiem brutalnie: ja się dużo bardziej przejmuję losem turystów niż biur turystycznych. Biura turystyczne same w sobie to nie jest branża, od losu której zależy polska gospodarka czy losy polskiego podatnika". Te słowa premiera padły podczas konferencji prasowej. We wtorek,

7 sierpnia ponownie spotkali się przedstawiciele turystycznej branży. I powstał projekt ustawy o funduszu gwarancyjnym. A co strona rządowa? Katarzyna Sobierajska, podsekretarz stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki uważa, że w przypadku upadłości branża turystyczna w gospodarce rynkowej podlega takim samym prawom jak każda inna. I jest zwolenniczką wstrzymania się ze zmianami prawa do czasu uchwalenia przez Komisję Europejską dyrektywy regulującej zasady, którymi powinien kierować się biznes turystyczny krajów UE. Wiadomo, że unijne prawo będzie szło w kierunku jeszcze mocniejszej ochrony konsumentów. Tyle, że nie wiadomo, kiedy dyrektywa będzie gotowa.

Rozmowa z Grzegorzem Chmielewskim, wiceprezesem Polskiej Izby Turystyki i prezesem Śląskiego Oddziału PIT

Ile śląskich biur podróży w tym roku splajtowało?

W zasadzie jedno. Były kłopoty i nadal są, turyści mieli i mają jeszcze problemy, ale to nie z powodu upadłości biur.

Z jakiego więc powodu?

Głównie ze względu na problemy ze strony przewoźników. Najbardziej przyczynił się do tego upadek OLT. Kontrakty na loty planuje się przecież nie z dnia na dzień, lecz z dużym wyprzedzeniem i główną informacją przy planowaniu takich kontraktów nie jest to, czy samolot odleci we wtorek czy np. w czwartek, lecz za ile pieniędzy poleci. Bo to istotny element ceny każdej imprezy turystycznej. Do czarterów jeszcze można by było nie mieć pretensji za niewielkie opóźnienia. Ale jeśli ktoś zapewnia rano, że wszystko jest w porządku, a o 2 w nocy dzwoni do organizatora, że nie poleci, to już jest poważny problem. I w Polskę idzie informacja o "koczowaniu" na lotniskach. Nie o tym, że ludzie czekają na samolot, który załatwia biuro, lecz o dramatycznej sytuacji ludzi, którzy nie mogą wyjechać np. z Egiptu. Ja wiem, "koczowanie" brzmi ciekawiej niż czekanie, bo zawalił przewoźnik, ale ma to też wpływ na wizerunek całej branży.

Chce pan powiedzieć, że to media psują wizerunek branży turystycznej?

Nie to miałem na myśli. Ale czy ktoś zadał sobie trud i sprawdził, ile w tym roku, w tym sezonie upadło biur podróży na Zachodzie? W Polsce z ponad 3 tysięcy działających na rynku zbankrutowało 6, z czego 4 zupełnie malutkie. Na pytanie, czy to dużo, czy mało, odpowiem, że mało...

Skąd w takim razie wrzawa wokół polskiej turystyki?

Problem jest, i to poważny. Dotyczy on jednak systemowych rozwiązań, które w Polsce kuleją. Dotyczy gwarancji dla turystów i ochrony touroperatorów. A konkretnie - pieniędzy i takich mechanizmów, aby polska turystyka mogła funkcjonować tak jak w innych europejskich krajach, gdzie tzw. lasty są faktycznie ofertami "na ostatnią chwilę", a nie jak u nas, w wielu przypadkach, normalnymi sezonowymi wyjazdami, tyle że sprzedawanymi poniżej wartości.

Ale tanie wyjazdy oferują przecież biura podróży...

No cóż, mógłbym powiedzieć: "Nasz klient, nasz pan...". Ale nie o to chodzi. Doprowadziliśmy do tego, że większość cen, np. za zagraniczne wyjazdy, nie odpowiada cenom światowym. Przyzwyczailiśmy naszych turystów do tego, że mogą praktycznie w każdej chwili znaleźć tanią ofertę. Uważamy za normalne, że np. do Egiptu można wyjechać za 1.500-2.000 zł. A tego typu wyjazdy nie mogą kosztować tak mało. Rynek na świecie jest jeden i ceny np. w hotelach nie są "ustawiane" pod polskie oczekiwania. Proszę zobaczyć, co się stało - przez to, że upadły dwa duże biura podróży, skończyły się lasty, a touroperatorzy wrócili do normalnych cen, takich, jakie powinny obowiązywać latem. Polska ma specyficzny, ale niedobry dla nikogo - ani dla touroperatorów, ani też dla turystów - rynek turystyczny. W Europie turystyka jest całoroczna, u nas sezonowa...

Nadal nie widzę w tym żadnej winy klientów...

Ależ ja nie mówię, że to wina klientów. Zwracam uwagę na wadliwy system, który wymaga jak najszybszej naprawy.

Dlaczego?

Bo się nie sprawdził, bo miało być dobrze, a wyszło "jak zawsze"... W 2010 roku wprowadzono nowelizację ustawy o świadczeniu usług turystycznych, m.in. po to, by zapewnić klientom biur podróży pełną ochronę. Wyjątkowy talent naszych legislatorów stworzył jednak kolejną lukę w prawie. Państwo miało zabezpieczyć interes swoich obywateli w obliczu bankructw biur podróży. Bankructwo Sky Club kolejny raz potwierdziło, że ustawa nie zapewniła pełnej ochrony polskim turystom. Ubezpieczenie lub gwarancja bankowa są ograniczane przez stosowanie klauzuli "minimalnej wysokości sumy zabezpieczenia". Okazuje się, że sumy ubezpieczenia nie wystarczą na pełne pokrycie szkód poniesionych przez wszystkich klientów bankrutującego biura. A te nie mogą przyjąć na siebie pełnych kosztów zabezpieczeń. Spowodowałoby to nieuzasadniony wzrost kosztów wyjazdów. Wzrost wartości ubezpieczenia lub gwarancji wiąże się ze wzrostem opłat za ich otrzymanie. Ponadto gwarancja wymaga w każdym przypadku posiadania odpowiedniego majątku pod jej zastaw. Takiego majątku większość polskich biur podróży może po prostu nie mieć.

Obowiązujące prawo jest więc niedobre. Jako branża macie pomysł na jego naprawę?

Podam przykład. Niemcy przez 20 lat zbudowali system oparty o fundusz gwarancyjny. Czym on się różni od naszego? U nas biuro podróży wykupuje gwarancję na dany sezon. W następnym roku się to powtarza i generalnie te pieniądze nigdzie nie są odkładane. Wysokość gwarancji zależy od obrotów w sezonie poprzednim. Największy obecnie touroperator w Polsce ma na następny sezon gwarancję w wysokości 150 mln zł. To dużo, aczkolwiek nie znaczy to, że biuro, które ma np. 25 mln zł gwarancji, jest mniej wiarygodne, bo suma gwarancji zależy od obrotu. Fundusz gwarancyjny w Niemczech funkcjonuje tak, że każde biuro wpłaca do niego co roku określoną kwotę. Im dłużej działa na rynku, tym kwota ta może być niższa, co powoduje oszczędność dla biur. A pieniądze zostają w funduszu, tworząc zabezpieczenie w razie problemów. I co roku powinno ich przybywać.

Czy przygotowany projekt ustawy o Turystycznym Funduszu Gwarancyjnym zakłada takie właśnie rozwiązanie?

Zakłada utworzenie funduszu przepływowego, bez osobowości prawnej. Nadzór nad nim ma sprawować minister właściwy do spraw turystyki. Dysponentami funduszu mają być właściwi marszałkowie województw. Środki funduszu przeznaczane będą na pokrycie kosztów powrotu klientów w razie niezapewnienia ich przez organizatora. Touroperator wnosił będzie do funduszu składkę od każdej osoby, która będzie korzystała z wykupionej u niego imprezy turystycznej. Powstanie również organ doradczy, tzw. Rada Funduszu. Ale zaznaczam, projekt jest wstępny, oddano go do konsultacji organizacjom branżowym, ubezpieczycielom i bankom, do 20 sierpnia. Zdaję też sobie sprawę, że będzie wokół niego jeszcze sporo dyskusji, liczy się jednak to, że jest nad czym dyskutować.

Rząd, a przynajmniej Ministerstwo Sportu i Turystyki proponowało jednak przed nowelizacją naszego prawa poczekanie na unijną dyrektywę...

Rząd, a przynajmniej pan premier mówi wprost, że o wiele bardziej przejmuje się losem turystów niż biur turystycznych, tak jakby touroperatorzy nie byli podatnikami. Jeśli branża turystyczna, która generuje około 6 proc. PKB, nic nie znaczy, to ja przepraszam, ale - z całym szacunkiem dla pana premiera - ma złych doradców. My żyjemy z turystyki, nam bardzo zależy na naszych klientach, dlatego nie zamierzamy czekać.

A opłaca się ogłaszać upadłość w sezonie?

Nie rozumiem, po co...

Biura podróży to same anioły? Nie ma takich, którym opłaca się upaść?

No tak, wracamy do branży... Ja mam cały czas pod ręką teczkę z dokumentami i czekam, kiedy i komu będę musiał tłumaczyć przyczyny tego, co się dzieje w branży - włącznie ze wszystkimi możliwymi plagami, jakie mogą nas jeszcze spotkać. Ale to prawda, jako cała branża cierpimy, bo paru naszych kolegów popełniło błędy. Istnieje też niestety prawdopodobieństwo, że działania niektórych firm były poza prawem.

Rozmawiała: Elżbieta Kazibut

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto