Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trudne leczenie ran po wielkiej fali

Grażyna Kuźnik, JOL, KLM, JH
Z domu pani Barbary z Przyszowic pozostały tylko mury.
Z domu pani Barbary z Przyszowic pozostały tylko mury. Fot. Mikołaj Suchan
Śląski Urząd Wojewódzki oszacował właśnie wszystkie straty, jakie poniósł region podczas majowej powodzi. Wynoszą 1 mld 405 mln zł. Wiadomo już, że naprawa zniszczonych dróg będzie kosztowała 247 mln zł, mostów 57 mln, przepustów 15,5 mln, kładek 6 mln 700 tys. zł.

Podczas powodzi poszkodowanych zostało 7.146 rodzin, zdewastowanych 19 tys. budynków. Po weryfikacji wniosków wypłacono już zasiłki na odbudowę domów w wysokości 24,5 mln zł 1400 rodzinom, kolejne zostaną przekazane do 31 lipca.

W Katowicach odbyło się wczoraj spotkanie z przedstawicielami 153 gmin dotkniętych powodzią.

- Ludzie od nas oczekują bezpieczeństwa i ochrony przed wodą, bo bardzo boją się powtórzenia tragedii. A my tymczasem nie mamy na to ani pieniędzy, ani możliwości ruchu - skarżyła się przedstawicielka gminy Żywiec. Gmina jest szczególnie zagrożona powodziami; to tutaj w maju doszło do śmiertelnego wypadku. We wsi Przyborów blisko Żywca nurt Koszarawy porwał mężczyznę, który wpadł do wody, próbując ratować syna. Ta śmierć wstrząsnęła mieszkańcami i gmina znalazła się pod presją.

Samorządowcy usłyszeli, że nie powinni na własną rękę budować wałów powodziowych. Tę kwestię ureguluje nowa ustawa, która obejmie również tereny osuwiskowe.

- Jedyne, co może zrobić gmina, to naciskać na odpowiednie instytucje, żeby zabrały się porządnie do pracy - podpowiadała Gabriela Lenartowicz, prezes WFOŚiGW w Katowicach.

Samorządowcy rozmawiali w urzędzie wojewódzkim z wicewojewodą Adamem Matusiewiczem i Gabrielą Lenartowicz o najtrudniejszych problemach związanych z powodzią. Na przykład o tym, kto ma zapłacić za modernizację rowów i potoków, dróg polnych, szklarni i tuneli foliowych. Wyszło na jaw, że jeśli teren w obszarze gminy nie ma jednoznacznie uregulowanych spraw własnościowych, to bardzo trudno o dotacje na usunięcie skutków powodzi.

- Kiedy trzeba na coś wydać pieniądze, to pojawia się spychologia - podkreśla dyr. Andrzej Szczeponek, pełnomocnik wojewody do spraw usuwania skutków powodzi. - Ale zawsze można dogrzebać się właścicieli i żądać od nich reakcji. To przyda się na przyszłość, bo już będzie wiadomo, kto za co odpowiada.

- Trochę jestem rozczarowany, że mniej skorzystają na dopłatach gminy wiejskie. Jesteśmy bardziej pozostawieni sami sobie - mówił przedstawiciel gminy Mykanów w powiecie częstochowskim, gdzie 82 proc. obszaru to użytki rolne. Woda zalała tutaj uprawy specjalistyczne. Nie dowiedział się, w jaki sposób i gdzie mieszkańcy gminy mogą starać się o zwrot pieniędzy za takie straty.

Już wie, że ze wsparcia WFOŚiGW nie będzie można skorzystać. Fundusz przeznaczył około. 64 mln zł na naprawę szkód wyrządzonych przez majową powódź.

- Proszę spokojnie, nie frustrujmy się, środki można zdobywać z różnych źródeł, będziemy wam doradzać indywidualnie, jak się o nie starać - nawoływał wicewojewoda, kiedy w samorządowcach zaczęły grać emocje.

Przedstawiciele gmin zastanawiali się, skąd wziąć środki własne, żeby dostać dotację z funduszu. Podpowiedziano im, że są promesy, przekazane przez resort spraw wewnętrznych i administracji. Do gmin woj. śląskiego przelano dotąd z resortu już 82 mln zł.

Ale naprawdę spokojne o pieniądze mogą być jednak tylko dwie gminy w woj. śląskim. W naszym regionie w różnym stopniu ucierpiały 153 gminy, ale tylko gminy Czechowice-Dziedzice i Bieruń znalazły się w programie pomocy dla najbardziej poszkodowanych. Wszystko wskazuje na to, że ich mieszkańcy, którzy stracili dom albo ponieśli duże straty, dostaną odpowiednie zadośćuczynienie.

Problemem są też relacje z górnictwem. Szkody górnicze bardzo przyczyniły się do strat spowodowanych przez powódź.

- To często wina gmin, że nie potrafiły konsekwentnie postępować z kopalniami. Obecna sytuacja wymusi, żeby to zmieniły. Ja oceniam współpracę z Wyższym Urzędem Górniczym bardzo dobrze i dlatego wierzę, że dojdzie do porozumienia - podkreślał dyr. Szczeponek.

Samorządowcy wyszli ze spotkania z mieszanymi uczuciami. Ale jest jeszcze czas na pisanie wniosków i próśb o pomoc. Dopiero po wakacjach okaże się, czy przyszła obiecana pomoc.

W Bieruniu boją się prowizorki

Wczoraj zaczął się 10. tydzień po powodzi. Najdłużej woda utrzymywała się na ul. Hodowlanej w Bieruniu. Aż sześć tygodni. Nadal jednak są kałuże i błoto. Do piwnicy suchą stopą też się nie wejdzie.

Wszystko przez obniżenie terenu na skutek eksploatacji górniczej. Teren osiadł o 7 m, jak twierdzi burmistrz Ludwik Jagoda, ale mieszkańcy są przekonani, że o dziesięć metrów więcej. Krystyna Olejnik mieszka na działce, bo tu od razu dostaje chrypki. Wielu mieszkańców skarży się na bóle głowy.

Premier Donald Tusk podczas swojej czerwcowej wizyty w Bieruniu obiecał ludziom, że zostaną przesiedleni. Kopalnia została zobowiązana do udziału w tym przedsięwzięciu.

- Problem w tym, że kopalnia zaczęła remont mieszkań, które były zalane - mówią Krystyna Olejnik i Regina Niestrój. - Boimy się, że skoro podejmuje takie działania, to o wykupie naszych mieszkań nie będzie mowy.

- Nim dojdzie do przeprowadzki, ludzie muszą jakoś mieszkać - tłumaczy Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej w Katowicach. - Dlatego remontujemy i podejmujemy inne prace, które mają ludziom to umożliwić. Nie zaprzestaliśmy jednak prac nad ekspertyzami oraz wycenami mieszkań. Do połowy sierpnia powinniśmy się z tym uporać. Potem przystąpimy do podpisywania indywidualnych ugód z właścicielami poszczególnych mieszkań. Mamy harmonogram, który realizujemy nawet przed czasem.

Krystyna Olejnik i Regina Niestrój twierdzą, że nie znają tego harmonogramu, że nic na piśmie nie mają. Ludzie boją się, że skończy się na prowizorycznych rozwiązaniach. - Już teraz, od wyborów, czujemy się zapomniani - mówią panie.

34 pytania mieszkańców Czechowic-Dziedzic
Chaos panował podczas powodzi i teraz też jest chaos - uważają mieszkańcy zalanych terenów w gminie Czechowice-Dziedzice.

- Zostaliśmy zostawieni na łasce losu, nikt nam w niczym nie pomógł - mówi gorzko Grażyna Szulczyk.

Szulczykowie mieszkają przy. ul Żabiej w Ligocie. Powódź w maju zniszczyła im garaż i piwnicę.

Na tzw. zasiłek doraźny (do 6 tys. zł), który miał być przyznawany szybko i bez zbędnych formalności, czekali... dwa miesiące. Pieniądze nadeszły dopiero w ubiegły czwartek.

Ponieważ nie mieli zniszczonej części mieszkalnej, mogą się ubiegać także o pomoc w wysokości do 20 tys. zł. Wnioski złożyli, ale nie wiedzą, kiedy dostaną pieniądze. A czas nagli, remont czeka. Mieszkańcy zwracają uwagę, że po powodzi wiele osób było wprowadzanych w błąd przez różne instytucje.

- Urzędników przerosła skala żywiołu - twierdzą. W efekcie jedni dowiadywali się, że mogą starać się o doraźne zasiłki, a inni słyszeli, że nie są do tego uprawnieni, choć w rzeczywistości było inaczej.

- Pracownicy nie są przygotowani, starsi ludzie czują się zagubieni w urzędach i są odsyłani z kwitkiem - słyszymy od innych mieszkańców gminy Czechowice-Dziedzice. Grażyna Szulczyk podkreśla, że po powodzi przydatna byłaby pomoc prawna, z którą można byłoby dochodzić swoich racji w starciu z... ubezpieczycielami. - To, co z nami wyprawiają firmy ubezpieczeniowe, to skandal - twierdzi.

Rozgoryczenie ludzi sytuacją po powodzi sięgnęło zenitu - mieszkańcy wysłali do burmistrza miasta Mariana Błachuta pismo z 34 pytaniami w sprawie zaniedbań, popełnionych przed i podczas powodzi. Chcą wiedzieć np. dlaczego wały lokalnych rzek (Wapienicy i Iłownicy) nie były do końca wyremontowane, a także dlaczego mieszkańcy zagrożonych terenów nie byli ostrzegani na czas. Pod pismem widnieje ponad 170 podpisów. W zależności od nadesłanej odpowiedzi ludzie chcą wystosować pozew zbiorowy.

"Zwróciliśmy się do właściwych instytucji, jednostek i podmiotów o przygotowanie odpowiedzi na Państwa pytania wg posiadanych kompetencji" - odpisał mieszkańcom burmistrz. I zapewnił, że odpowiedzi zostaną udzielone do 7 sierpnia.

Na Wieczorka wciąż czekają

Woda na podwórku państwa Żogałów w Przyszowicach miała prawie półtora metra głębokości. Zalewało ich z dwóch stron. Z jednej przeciekały wały Kłodnicy, z drugiej fala szła od strony potoku płynącego przez Przyszowice. W środku oni i inni mieszkańcy ulicy Wieczorka, w niecce, która wskutek szkód górniczych w ciągu czterech lat osiadła o ponad dwa metry. Z domu córki, gdzie mieszkali przez miesiąc, wrócili na swoje dopiero niedawno. Wtedy, gdy dało się przejść suchą nogą przez zabagnione do tej pory podwórko i można było przenieść łóżko.

Ich dom wygląda jakby dostali go w stanie surowym do wyremontowania. Ze ścian pozrywali już tynk, z podłóg posadzki. W piwnicy cały czas pracują osuszacze.

- Komisja szacująca straty pojawiła się u nas 9 lipca. Dopiero po ich wizycie mogliśmy zabrać się za porządkowanie. Obiecali, że w ciągu tygodnia oszacują, jakie ponieśliśmy straty. I nic, cisza. Podobnie u sąsiadów. Ludzie musieliby mieć worki z pieniędzmi, by doprowadzić domy do stanu poprzedniego. Z pomocą w usunięciu ziemi zmieszanej ze szlamem z ogrodu przyszedł radny, który ma maszyny rolnicze. Wójta to widzieliśmy raz, jak płynął łódką wzdłuż naszej ulicy i fotografował - opowiada Barbara Żogała.

Jej córka Bożena Nieradzik nie może pogodzić się z tym, co usłyszała od komisji szacującej straty - że powodzianie nie dostaną nic za zniszczone podłogi, okna, drzwi, czy meble. Tylko za ściany.

- A gdzie jest węgiel, który Kompania Węglowa obiecała nam do palenia w piecach, by osuszyć pokoje? Kto i kiedy opryska pola, żeby nie lęgły się tam komary? - zastanawia się.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto