Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Karwat: Laurka dla Chorzowa na 150-lecie FELIETON

Krzysztof Karwat
W Chorzowie trwa Święto Miasta. Do 24 czerwca zaplanowano liczne imprezy i wydarzenia na 150-lecie nadania praw miejskich Królewskiej Hucie, a także 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Przeczytajcie felieton Krzysztofa Karwata, felietonisty który związany jest z Chorzowem.

Kiedy myślę, mówię (bądź piszę) o tym mieście, to mam świadomość, że bywam nieobiektywny. Jak teraz, gdy Chorzów hucznie świętuje 150-lecie uzyskania praw miejskich. Najchętniej przymknąłbym oczy albo odwrócił głowę, by nie widzieć jego ułomności, niedostatków, niedoróbek. Nie tylko dlatego, że na urodzinach nie wypada wypominać solenizantowi, by najpierw się porządnie umył, a nie tylko skrapiał tanią wodą kolońską. I zadbał, by wyjściowy garnitur na łokciach przynajmniej pocerować, koszulę doprać, a rozklejające się buty oddać do szewca.

Cóż, każdy z nas ma w swym życiorysie takie miasto, któremu się wybacza. Bo miłość wszystko wybaczy. Moim jest Chorzów, choć wcale się tu nie urodziłem i od wielu lat już w nim nie mieszkam. Ale przecież znam tu „każdy kąt” i ciągle do tych kątów zaglądam, więc wiem, czy ostatnio w nich przynajmniej kurze powycierano. Gdy dostrzegę poprawę, nową jakość i jakiś odjazd w przyszłość, to od razu mi się humor poprawia. A jest takich miejsc całkiem sporo! Wbrew temu, co twierdzą malkontenci.

Gdy chodziłem tu do szkół, to siedzieliśmy w przeładowanych klasach, na chybocących się krzesłach i przy zapaćkanych ławkach, zaś zabawy i sporty uprawialiśmy na koślawych trawnikach, w jakichś ulicznych zaułkach między hasiokami, w najlepszym przypadku - na asfaltowanych placach, z których i tak nas wyrzucano. A dziś? Infrastruktura służąca edukacji, amatorskiemu sportowi i rekreacji doprawdy może imponować. Tego się porównać nie da, a przecież w czasach realsocjalizmu to miasto liczyło ponad 150 tysięcy mieszkańców. Teraz - o jedną trzecią mniej! A mimo to liceów i szkół, które dają maturę, jest więcej niż wtedy. Nie mówiąc już o filiach czy oddziałach szkół wyższych. I znakomitych instytucjach kultury, niezliczonych imprezach i festiwalach wszelakich.

A służba zdrowia? Chorzów zaczął jej porządkowanie jeszcze w głębokich latach 90. Był na tym polu prymusem. Wiadomo, służba zdrowia to studnia bez dna, więc ludziska zawsze będą narzekali, że coś ich boli, a „oni” pomóc im nie chcą. A ktoś pamięta, jak to kiedyś naprawdę wyglądało? Jak wyposażone były chorzowskie szpitale i przychodnie, na których sam widok można było umrzeć? Między bajki włóżmy te wszystkie opowieści starszawych dziś ludzi, jak to wtedy było dobrze, bo władza dbała. O ich zdrowie wcale dbać nie musiała, bo ci ludzie - wtedy bardzo młodzi, w większości zatrudnieni w przemyśle ciężkim, wydobywczym, maszynowym i chemicznym - jeszcze zdrowi byli. To starzy umierali, choć wielu z nich miało ledwie 50, 60 lat. Bo chorzowianie przez całe generacje, już od czasów pruskich, oddychali pełną tablicą Mendelejewa tudzież takimi związkami chemicznymi, których ona nawet nie uwzględnia. I harowali.

Wyzysk wcale się w roku 1945 nie skończył. Za „późnego Gierka” i Jaruzelskiego stawka godzinowa hutnika z Batorego albo Kościuszki niewiele przekraczała cenę kufla piwa w którejś z parszywych knajp (robotnik mógł je po szychcie wypić, jak postał godzinkę-dwie w kolejce, a wcześniej popracował w systemie czterobrygadowym albo w niedziele, bo wtedy płacili podwójnie, więc stać go było!). Dla wielu, którzy tu po wojnie osiedli, i tak był to awans. Prędzej czy później dostali mieszkania, w najgorszym przypadku - pokoiki w hotelach robotniczych (dziś przerobionych na prawdziwe hotele i apartamentowce). Życie wcale łatwe i przyjemne nie było. Choć „chleba i ig-rzysk” nie brakowało! Na Śląskim dokopywaliśmy nie tylko Ruskim, bo nawet Anglikom. A Ruch potęgą był i basta! (dziś znalazł się mniej więcej tam, gdzie ponoć zalega jeszcze trochę węgla po kopalni Barbara-Wyzwolenie).

Celowo uderzam w tony antysentymentalne. Bo i mnie coś w środku ściska, gdy nawet w centralnych rewirach miasta widzę panoszącą się patologię, odrapane mury pięknych kamienic, a w bramach czuję woń niewysłowionej beznadziei. Bo Chorzów wszedł w okres transformacji z największymi obciążeniami.

W ciągu 25-30 lat wyparowało kilkanaście tysięcy miejsc pracy, a może jeszcze więcej! Aż dziw bierze, że to miasto nie upadło. Wprost przeciwnie - z dekady na dekadę, z roku na rok zrzuca starą skórę, nabiera żywszych kolorów i kształtów. Moim zdaniem, jest - w naszej regionalnej skali - najbardziej udanym przykładem triumfu lokalnej samorządności.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chorzow.naszemiasto.pl Nasze Miasto